Miałam dzisiaj pokazywać serwetki walentynkowe, ale zmieniły się plany. Jest mi tak źle, co sobie myślę to łzy same się cisną do oczu :((
Wspominałam już kilka razy na blogu o moich zwierzakach- psinka Chipsa i kociaki- Bert, Lisek i najmłodszy Heike... I niestety od dzisiaj zmniejszyło nam się to grono.
Nie ma już z nami Liska.
Najbardziej boli fakt, ze to ludzie się przyczynili do tego. Ale jak im udowodnić?? No nie ma jak :(
Pod koniec listopada nasz Liseczek nie wrócił na noc do domu, a to się nigdy wcześniej nie zdarzyło. zaczynały się już wtedy przymrozki, dzieci biegały p okolicy, wolały szukały, dzień po dniu, Rozpytywały sąsiadów nikt nic nie wiedział. Uznałam, ze po prostu ktos go zabrał do samochodu i odjechal. Bo to taki kociak sredniej wielkości, i moglo to być mylące, ze ma dopiero kilka miesięcy a nie ponad rok.
Nadzieję już traciłam, ale dzieciaki wciąż chodziły, wołały. Spadł snieg. Już doszliśmy do wniosku, że jesli gdzieś był zamknięty, to teraz na pewno już nie żyje.Tym badziej, ze już upłynęły 3 tygodnie od kiedy wyszedł z domu.
I w środku nocy, obudziło mnie ciche miauczenie kota, myślalam, ze któreś z tej dwójki wyszło na dwór, a byłam pewna, ze są w domu. Musiałam przetrzeć oczy, bo nie dowierzałam w to co widze, te białe łapki mial tylko Lisek. Wpadł do mieszkania, radośc ogromna. dziewczyny się obudziły. kociak biegał po mieszkaniu jakby chciał sprawdzić czy wszyscy sa, i dopiero wtedy zauważyłyśmy, ze cos jest nie tak. Dziwnie chudy byl, ogon wlókł po ziemi, i tylne łapki jakby nie potrafily utrzmac równowagi. Bylo to tak dziwne- polowa zdrowa, a tył jakby sparaliżowany, a raczej bezwładny. Myslelismy, ze coś go przygnitło, że moze samochod go potracił... gdyby chociaz tak było. Okazało się, ze bestie, bo ludźmi ich nie nazwę zrobiły sobie wiatrak z kota, trzymając za ogon kręcili nim młynki... Doszedł jakos do siebie i wrócil do domu. wiem skąd, bo dzięki temu że snieg padał, mozna było po śladach dojść. Ale cóż z tego.
Najwazniejsze, ze wrócil. jadl, pił, spał, i jakby wracal do zdrowia. Ogon dalej wlókł za sobą, ale juz nie był taki chorobliwie chudy. Nie kontrolował wypróżnień, ale i z tym bylo coraz lepiej i lepiej. Ostatnio skakał już, biegał, łasil się, jak zawsze. Bo zawsze był skory do pieszczot, najbardziej z calej trojki naszych kotów. Miałam nadzieję, że wróci wiosna, będzie się wygrzewał na słońcu, i wszystko będzie dobrze...tak... Byłoby gdyby w sobotę nie wróciły wandale samochodem :( cała noc pies ujadał, ale do głowy mi nie przyszło, ze znów piją w tym opuszczonym domu koło nas. W sumie dopiero dzisiaj się dowiedziałam, ze byli. w niedzielę Lisek wszedł do domu, i dzieci od razu zauważyły, ze wyglądał jakby znów zapadł się w sobie. Przeleżał cały dzień, ale jeszcze jadł, w poniedziałek już nie chciał jeść tylko pil, i cały czas leżał. Leżał, i leżał...Aż zasnął na zawsze.
Wiem, że zawsze żal każdego zwierzaczka, ale różnie odchodzą, znikają, są schorowane lub stare. A tutaj po prostu przez bestialstwo ludzi. Chociaż nie wiem, czy można nazwać ich ludźmi.
Tylko kilka zdjęć nam zostało i wspomnienia :(