Witam Miłe Panie :)
Miałam tyle napisać, a teraz nie wiem w sumie co. taki mętlik w głowie, dopiero wróciłam z zastrzyku, leki mnie otępiają, i ciągle śpię. A tyle mam do zrobienia, i wszystko to robię w przerwach miedzy drzemkami, więc wszystko trwa tak strasznie długo. Miałam też inne plany, a znów się posypało. Nie pierwszy raz, więc jak mawiała babcia Pawlakowa z "Samych swoich" -
Był czas przywyknąć przecież...
Pewnie ten post będzie bardzo chaotyczny więc wybaczcie.
Po pierwsze w PoloMarkecie były takie super malutkie dynie do kupienia, skoro moje smakowały ślimakom, i nie został nawet najmniejszy badylek, to kupiłam ... i zrobiłam sobie a właściwie to nic nie zrobiłam, tylko postawiłam i stoją jako dekoracja.
Przy okazji chciałabym też pokazać całość upominku który poleciał do Danusi, bo nie przyszło mi do głowy, żeby pokazać wszystko, a chyba większość z Was pokazuje całość.
No i teraz.. mąż mnie chyba zabije...
Kupiłam sobie "ciut" drobiazgów. Najpierw duperelki do robótek-
Później kilka wstążeczek-
I jeszcze coś takiego-
W tym worku jest parafina. Były też kupione olejki zapachowe, barwniki i żel parafinowy oraz dwie foremki na świeczki ale juz do zdjęcia nie zostało mi to udostępnione przez dzieci.
Z parafiny powstały juz pierwsze dzieła moich córek-
No i nie pamiętam juz kiedy, ale na pewno w trakcie robienia zapasów na zimę, pisałam Wam, ze jesli nei kupię w tym roku beczki kapusty kisiła nie będę, no więc będę, a nawet juz ukisiłam-
kupiłam bowiem beczkę i tłuczek odpowiedniej długości, do tego 50 kilo kapusty, ze o marchewce nie wspomnę-
tak, że kiedy pisałam, ze mam pracę w kuchni, to chodziło mi własnie o wsadzanie kapusty w beczkę.
Tutaj w trakcie ubijania
a tutaj już gotowa - czyli wpakowana cała do beczki i kisi się, wczoraj ją już pierwszy raz odgazowywałam
A jakby mi jeszcze było mało to kupiłam malutki garnuszek kamionkowy, będę kisiła barszcz lub żurek, zimą bardzo lubimy czasem żeby się napić coś ciepłego, będzie jak znalazł, ale jeszcze nie udało mi się z niego skorzystać :(
Piękny jest prawda???
Tak więc jak widzicie, poszalałam, rachunki wywaliłam, ale konto bankowe nie okłamie, więc teraz kombinuję jak tego mojego Adriana odwieźć od morderstwa na mojej osobie, co poniekąd byłoby słuszne i uzasadnione...ale jakie by to jego życie było beze mnie ;)??
Adrian lubi jeść, więc trzeba to wykorzystać, a co za tym idzie trafić przez żołądek do serca...
A co lubi jeść?? Wiadomo jak to każdy Ślązak- kluski śląskie, rolady i modrą kapustę.
I tak sobie zaplanowałam i co?? No i nic. Bo planowałam to na sobotę a okazało się, ze Adrian wraca dzisiaj. Nie to, ze się nie ciesze, ale w razie gdybym się długo nie odzywała, to wiecie Kogo za brak mojej obecności winić ;)
A tak poważnie, to dobrze, ze wraca kilka dni wcześniej.
Jak ja mu nie zrobię śląskiego dania, to Klaudynka zrobi mu chińskie-
Robiła ostatnio specjalnie, żeby moja mama spróbowała, ma wyprawić uroczystość, i zastanawiała się nad jakimś ciepłym daniem, szczęśliwie przypadło jej do gustu i trafiło w kubki smakowe, a to już ogromny sukces, bo moja mama szalenie jest wybredna.
No i minęło południe, od godziny 9 rano tkwię nad laptopem ( z przerwami niezamierzonymi) ...pobiłam własny rekord w pisaniu posta ...
Miałam jeszcze pokazać kilka drobiazgów które jakimś cudem zrobiłam w ostatnich dniach, ale ja juz jestem znudzona tym pisaniem, Wy czytaniem i oglądaniem, więc chyba czas iść wziąć leki, zanim ciśnienie rozsadzi mi żyły i krew poleci uszami. Takie makabryczne wizje mam od niedzieli >
Jak mi się uda, to w czasie większej przytomności umysłu po komentuję Wasze blogi, ale jeśli mi się to nie uda, to nadrobię przy bardziej sprzyjających okolicznościach.
Buziaczki, papapa !!!