Remont prawie dobiegł do końca...prawie gdyż w ramach przeciągu podczas sporego wiatru wyrwało okno z pokoju mojego syna. Została sama rama niestety, więc teraz do czwartku czekamy jeszcze na okno. Okno małe, poddaszowe, robione na wymiar dlatego trzeba czekać tydzień. Tak to chyba jest, ze biednemu zawsze wiatr w oczy... a w moim przypadku wiatr hula w ogrodzie, wyrywa okna, zrywa co rusz kawałki dachu...
Przy okazji okna oderwało się też coś przy okazji, zaraz była oczywiście ulewa, bo jakże by inaczej, więc żeby nie było za miło, zalane pokoje dzieci, no i to na tyle że woda zaczęła kapać nawet w pokojach na dole i kuchni, bo z drugiej strony domu oderwało rynnę i też woda płynęła sobie po murze co wiadomo zaraz odbiło się na ścianach wewnątrz. Mam nadzieję, ze jak się nam w końcu uda ocieplić ten dom ( o ile coś z niego zostanie skoro atrakcje pogodowe tak dzielnie sobie z nim poczynają) to wszystko się skończy.
Od piątku natomiast miałam już gości, i to najmilszy akcent minionych dni. Chociaż wiadomo że prac domowych więcej, stania przy kuchni itd to takie spotkania rodzinne bardzo lubię.
Odwiedziła mnie żona mojego stryjecznego brata z synem, syn wierna kopia tatusia, pod każdym względem, zarówno wygląd, jak i zainteresowania, nawet upodobania kulinarne. Szczęśliwie tatuś z tego niejadzenie wyrósł, trzeba mieć nadzieję, ze i młodemu minie.
Był też mojego taty brat- najmłodszy- z rodzinką. Takie spotkania to ja uwielbiam na prawdę. Chociaż mąż wcześniej walczył z dachem, oczywiście sam, to też zadowolony z tej wizyty, przecież odwiedziła nas tylko moja rodzina...wisienką na tym torcie był przyjazd mamy z mężem...i te żarty o teściowych i zięciach są grubo przesadzone. Moja mama uwielbia swojego zięcia i to z wzajemnością. To ja jestem chyba gorzej przez nią traktowana niż on. Ale może i dobrze, bo widzę jak u niektórych jest, że się żyje jak między młotem a kowadłem.
Był też czas na prace ręczne, oczywiście te bardziej dekoracyjne mam na myśli, a nie mycie okien i wieszanie firan.
Kończyłam moje dzieło do luksferowej wnęki, a chciałam przed przyjazdem wszystkich mieć gotowe. Moje skaczące ciśnienie nie pomagało, pogoda nie pomagała ciśnieniu, remont dokładał swoje, samopoczucie legło w gruzach, ale jak ten feniks z popiołów odrodziły się moje siły (chociaż wczoraj płonęły ponownie) i zdołałam stworzyć resztę.
Oto mój mocno amatorski decoupage...
Słoiczki na kawę, i mniejsze na przyprawy. Zdjęcie robione tak w połowie malowania, chyba w trakcie trzeciego suszenia lakieru.
No a tak to wygląda ogólnie, strasznie ciężko zrobić zdjęcie aparatem, w dzień przebija blask słońca, a nocą światło latarni którą mam w rogu podwórka, no i jest jak jest, ale coś chyba uda się Wam zobaczyć -
No i tak to się mniej więcej prezentuje.
Dziś już 1 września...zleciało. Z tej okazji życzę wszystkim nauczycielom jak najwięcej cierpliwości i mądrych, chłonących wiedzę uczniów.
a tym którzy zasiądą w ławkach życzę by te 10 miesięcy nauki minęło szybko, żeby wiedza wpadała do głowy bezboleśnie, i zostawała na dłużej, fajnych przyjaciół i cierpliwych nauczycieli.
Dziękuję za Wasze odwiedzinki, za komentarze i pozdrawiam bardzo serdecznie
No i chyciło mi się, że o lenistwo Cię podejrzewałam, hi, hi... Remont widzę, że był wart nerwów i zachodu. Półeczki prezentują się ze słoiczkami i ziołami super.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :) Jeszcze mi jednego zioła brakuje :(
UsuńU nas też remont praktycznie non-stop... teraz ocieplaliśmy kawałek domu (1/2 boku - na więcej nie ma kasy), przy okazji schody obkładamy kamieniem i fundament... a mój Marcin opala stary ganek i maluje...
OdpowiedzUsuńGoście też byli, ale tacy, co sami wszystko kupują, a na obiady przez dwa tygodnie jeździliśmy do różnych restauracji, więc największym wysiłkiem było sprzątanie przed ich przyjazdem :)
Fajne prace - uczyłam się kiedyś dekupażować, nawet na profesjonalnym kursie, ale nie przepadam za tym...
No nie na darmo się mówi, że dom to to skarbonka bez dna. Ja bym się chętnie wybrała na taki kursik, ale u nas profesjonalnych nie ma. Raz było ogłoszenie, ale widziałam prace Pani która go miała prowadzić, i nie były wiele lepsze od moich niestety więc nie poszłam. Na moje potrzeby wystarczy to co umiem...a może kiedyś jeszcze się uda...
UsuńNajgorsze w remontach jest to sprzątanie po!! Ale efekty zazwyczaj cieszą:) Twoja półeczka świetna! u mnie w kuchni też słonecznikowe motywy są:)
OdpowiedzUsuńMasz rację, jak się już coś wyremontuje, posprząta, to aż miło się robi, i się zapomina że się wcześniej namęczyło :)
UsuńSłoneczniki w kuchni nawet zimą wyglądają ładnie. Planuję jeszcze zrobić sobie słonecznikowe zapinki do zasłonek, ale nie wiem kiedy znajdę na nie czas.
No proszę jak ślicznie, jak jaśniutko:) bardzo mi się podoba. Współczuję tylko tych wszystkich trudności. Dobrze wiem jak to jest. Nie raz gdy coś się działo to od razu wszystko na raz. Szło jak lawina. Pozdrawiam ciepło.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :)
UsuńNieszczęścia podobno chodzą parami, a może nawet trójkami :(
Pozdrawiam wzajemnie.
Bardzo fajne słoiczki. Takie przedmioty własnoręcznie zrobione zawsze cieszą ...Oj za szybko te wakacje zleciały
OdpowiedzUsuńTo prawda, wakacje mijaja zbyt szybko. Chociaż ja zazwyczaj po wakacjach jeszcze bardziej potrzebuję wolnego :)
UsuńEdytko, prawo serii w tych nieszczęściach remontowych, minie. Masz okazję zrobić coś na nowo; chociaż wiadomo to kosztuje, według nowego " widzimisię".
OdpowiedzUsuńWizyta rodzinki nieco Cię podbudowała, ciesz się z tego.
Lukswerowe okno z półeczkami i pojemniczkami, wygląda super. Nawet to światło przebijające się zza kafelków nie przeszkadza podziwiać Twoich pojemniczków. Tak ma być i o to właśnie chodziło. Masz jasno w kuchni i wszystko na wyciągnięcie ręki, świetnie ozdobione. Resztę dekoracji wnętrza zrobisz, jak czas pozwoli, bo Ty nie próżnujesz, pracusiu.
Powodzenia i cierpliwości. Dasz radę.)
Dziękuję Danusiu :) W mojej kuchni jest bardzo jasno. Drugie okno zajmuje prawie całą ścianę. Przed zmiana bylo 3 skrzydłowe.
Usuń